Można by przestać wierzyć, że arcydzieła przeszłości ukażą się nam w postaci zgodnej z tym, co wyobrażali sobie ich autorzy, tyle mamy ostatnio inscenizacji, w których więcej pomysłów reżysera niż wizji autora. W przypadku opery zabiegi takie odczuwa się tym dotkliwiej, że partyturę samą dla siebie należy traktować jako rezultat pewnej koncepcji dramaturgicznej. Istnieją dzieła takie jak opery Wagnera, Rimskiego-Korsakowa, Debussy'ego czy Albana Berga, które nie wytrzymałyby jakiejkolwiek zmiany porządku akcji, przestawienia kolejności scen itp., tak jak nie da się przestawić fragmentów symfonii Mozarta czy sonat Chopina. W ostatnich latach zabrano się u nas ochoczo do tego rodzaju przeróbek również w operze. Mniejsza o dzieła nigdy nie wykończone, ledwie z grubsza naszkicowane, jak Henryk VI na łowach. Jednak tego rodzaju eksperymenty w przypadku Halki czy Strasznego dworu dowodzą złego smaku, chodzi bowiem o dzieła o sprecyzowanej koncepcji
Tytuł oryginalny
Nareszcie - znowu "Halka"
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4