Dochodziły słuchy, że krakowska "Lilla Weneda" Skuszanki jest wydarzeniem. Prawda, wydarzeń ostatnio sporo, co rusz to "wydarzenie". Ale wydarzenie wydarzeniu nierówne. Krakowska "Lilia" jest w porównaniu z tym, co zwykło się u nas za wydarzenie określać skromna, obchodzi się bez efektów, wcale nie usiłuje być "dzisiejsza", nie jest odczytana poprzez Gombrowicza i Mrożka. Legitymuje się tylko Słowackim. Niestety nie złożyło się obejrzeć jej wcześniej. Trafiłem na ten spektakl dopiero w ubiegłym tygodniu. I czuję do siebie wielki żal o to spóźnienie. Cóż to dopiero za argument w dyskusji o lojalności wobec autora?! W tym miejscu padłoby pytanie: więc tradycyjna? Ależ skąd, wprost przeciwnie! Zatem kontestatorska? Wobec teatralnej tradycji - na pewno. Skuszanka nie tylko zrywa z tradycją, ona się jej przeciwstawia. Nie wiem dokładnie, jak dawna jest ta tradycja, ale jak pamięcią sięgam, jawią się przed oczami obrazy bliżej nieokreślonej
Źródło:
Materiał nadesłany
"Argumenty" nr 15