„NarcoSexuals” Driesa Verhoevena na 6. Międzynarodowym Festiwalu Nowa Europa. Lekki Hardcore w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na swoim blogu.
Motto:
„Naćpani homoseksualiści będą kopulować w warszawskim teatrze”.
Któż by się oparł tak wyrafinowanej reklamie, prawda? Otóż organ prowadzący się oparł i nie dał na ten projekt pieniędzy. Cóż, choć Warszawa ma nowe wąsy i zaczęła chodzić w czerwonych oprawkach, to jednak jej progresywność jest wysoce deklaratywna.
Ten performans (a dlaczego nie „spektakl”, skoro mamy aktorów i napisany – a nie improwizowany - tekst?) wydał mi się znacznie bardziej o nas, widzach, niż o uczestnikach tejże gejowskiej orgii suto okraszanej narkotykami. Oglądamy bowiem pięknych nagich mężczyzn zamkniętych w domu z niezasłonionymi oknami, a ci piękni młodzi mężczyźni, choć w soczewkach, i na nas patrzą, niekiedy prosto w oczy. I gdzieś pomiędzy naszym wzrokiem a ich spojrzeniami majaczy granica teatru – coś, co zaciera różnicę między oglądaniem a podglądaniem. Między sztuką a pornografią, żeby użyć wielkich słów. (Choć nie zgodzę się z Piotrem Gruszczyńskim, że to spektakl pornograficzny. Oglądamy aktorów JEDNAK w kostiumach, to znaczy – bez nich, czyli w nich).
Ergo: o czym jest ta epicka (sic!) opowieść? I w imię czego trwa wielogodzinna orgia, którą można oglądać bez przerwy przez kilka godzin, można wyjść i wrócić, a nawet wyjść i nie wrócić? Pytań, które NarcoSexuals zostawia widzom, jest całe mnóstwo - o granice sztuki, o etykę i estetykę, o narkotyki, o wstyd i jego brak. Są też pytania, które nieco niezręcznie postawić, choć wcale głupie nie są.
Mnie ten projekt wydał się przede wszystkim – może nieco perwersyjną (a może wcale nie) – poruszającą opowieścią o ludzkich atawizmach i potrzebach: bliskości, dotyku. O lęku – przed samotnością, przed upływem czasu, przed byciem ocenianym. O ciele – które mamy, a raczej które ma nas. I o rozmaitych, nie zawsze łatwych do przyjęcia, konsekwencjach tego faktu. W każdym razie jest to spektakl, który naprawdę „daje do myślenia”. Kusi, by łatwo go ocenić, ale łatwo się go zaklasyfikować nie da.
Jednej ze scen NarcoSexualsnie zapomnę nigdy, bo nie sposób jej „odzobaczyć”. Jeden z performerów zrobił szpagat. Na suficie. W szpilkach. Nago. Jak zamarłem przy oknie salonu, gdzie rzecz się działa, tak tkwię w absolutnym zachwycie do dziś.