"Napój miłosny" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Serce rośnie, gdy się widzi tysiące mieszkańców Wrocławia podążających pieszo, samochodami, tramwajami w jedno miejsce, do Parku Szczytnickiego, bo celem tej pielgrzymki nie jest uroczystość religijna, mecz piłkarskiej reprezentacji ani występ gwiazdy rocka, tylko premiera klasycznej opery. Nocne widowisko plenerowe pełne efektów multimedialnych i ruchu odbiega od standardów zwykłego teatru muzycznego, bo nie pozostawia widza "sam na sam z muzyką", ale każe śledzić akcję rozgrywającą się na sztucznej wyspie na środku jeziora. Po ataku wojska na miejscowe dziewczęta ludność wioski niszczy w odwecie obozowisko nad brzegiem. Napiętą sytuację łagodzi szarlatan-uzdrowiciel, którzy przylatuje prawdziwym balonem. Pełnemu rozmachu widowisku, z udziałem chóru, orkiestry, baletu i statystów, można zarzucić tylko to, że tytułowy napój miłosny serwuje się w zbyt małych butelkach, których z daleka prawie nie widać. Solistów na szczęście słychać,