"Nie ma niczego bezsensownego. Coś może być bezsensowne, kiedy istnieje sens. A sensu przecież nie ma. Prawdziwe, nieprawdziwe, dobre, złe - tylko błazen może czynić tu rozróżnienia. A świat roi się od błaznów. Problemem polityki jest człowiek. Gdyby nie było ludzi, można by prowadzić sensowną politykę. Porozumienie między narodami przestaje być problemem. Przeludnienie - żaden problem. Zanieczyszczenie środowiska, a nawet energię atomowa - moglibyśmy opanować- gdyby nie było ludzi".
Bardzo to efektowna konstatacja, z pozoru prawdziwa, tyle że logicznie nie uzasadniona, wyprowadzona z fałszywej przesłanki. Słowa te wypowiada Maxymillian Rabenthal, tytułowy bohater sztuki Jörga Grasera "Rabenthal albo jak przyrządzić rybę fugu " (polska prapremiera, wyrazy uznania dla teatru). Co z taką myślą paradoksalną, a może myślątkiem tylko, ma począć aktor? Janusz Kulik (Rabenthal) zbudował rolę na rezerwie, powściągliwości słowa i gestu. Myśli Rabenthala, (których w żadnym wypadku nie należy utożsamiać ze światopoglądem autora) podaje chłodno, z ledwo zaznaczonym ironicznym dystansem. Tak, jakby chciał powiedzieć: głupie to, wątpliwe, ale może nie tak całkiem do końca? Rabenthal Kulika jest człowiekiem na pól podzielonym: i głupawym błaznem, i przenikliwym myślicielem. Z tak konsekwentnie i prawomocnie zbudowaną postacią odstaje nieco Kulik od reszty aktorskiego towarzystwa. Ani na plus, ani na minus - jest inny. Ta jego innoś�