Strzeżcie się mieszkańcy stolicy, bo zamiast wilka możecie za kratami zobaczyć włochatą kukłę i to może być naprawdę przerażający widok - o "Czerwonym kapturku" w reż Waldemara Wolańskiego w Teatrze Miniatura w Gdańsku pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.
Podobno miarą jakości przedstawienia dla dzieci jest ich reakcja na to, co widzą na scenie. Tylko, że jak sięgnę pamięcią, nie byłam jeszcze na spektaklu dla najmłodszych, który by im się nie podobał. Może to dlatego, że gdy dziecko wyrwie się choć na chwilę z sztucznego ekranowego albo komputerowego świata, którym syci się na codzień, rzeczywistość przyozdobiona na scenie w żywe barwy, też może je zachwycić. Wyrazistych barw w "Czerwonym Kapturku" nie zabrakło. I zachwytów, cichych westchnień, radosnych uśmiechów w wykonaniu dzieci też nie. Tylko mnie daleko było do owacji. Nie mam siedmiu lat, a co za tym idzie nie mam też wrażliwości młodego widza i na wszystko patrzę bardziej krytycznym okiem. Nie chcę też zwalać swojego konserwatyzmu na filologiczne wykształcenie, ale całe życie trwałam w przekonaniu, że jeśli coś jest bajką, to powinno bajką pozostać, niezależnie od tego czy przekłada się ona na wersję teatralną, filmo