"Deszcze" w reż. Anny Wieczur-Bluszcz w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Recenzja Leszka Pułki w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
"Deszcze" miały zamknąć dramatyczną historię współczesnych dziejów Legnicy. Po legendarnej "Balladzie o Zakaczawiu" oraz ciekawych "Wschodach i zachodach miasta" okazały się najsłabszym ogniwem trylogii. Pomysł, aby deszcz - podobnie jak w liryce Baczyńskiego - jakoś nas w historii obmył, oczyścił, ożywił był przedni. Ale za sprawą Krzysztofa Bizio i Tomasza Mana, którzy nie napisali dramatu, lecz zarys scenariusza telenoweli - coś jakby "Dom" w ekstrakcie - oglądaliśmy raczej mżawkę niż deszcz. Pomysł, aby o epoce opowiadali lokatorzy tego samego mieszkania - choć od czasów "Wspólnego pokoju" nie nowy - wydawał się nośny. Koncentracja ludzi w ciasnej przestrzeni uwyraźnia psychikę, pozwala na skróty narracyjne, kumuluje energię zdarzeń. Tak być powinno. I tak było, lecz tylko w pierwszej scenie. Bohaterowie "Deszczów", pojawili się w czarnym sześcianie muślinu rozwieszonego na scenie przez Ewę Beatę Wodecką. Piękna kobieta na