Jako baczny obserwator życia kulturalnego, na potrzeby felietonów pisanych na stronie e-teatr, zauważyłem ciekawą tendencję, która pojawiła się wśród instytucji i osób przygotowujących rozmaite projekty artystyczne - pisze Paweł Wodziński.
Po zakończeniu projektu, osoby, które go wymyśliły, organizowały, bądź były w jakiś inny sposób za niego odpowiedzialne, dokonują jego podsumowania. Jak się łatwo domyślić podsumowanie zwykle wypada korzystnie. W najgorszym wypadku stawiane są drobne zarzuty, w żaden sposób nie związane z głównym wydarzeniem, a raczej odnoszące się do technicznych niedoróbek. Można powiedzieć, że projekt wypadł świetnie, ale było duszno i nie działała klimatyzacja. Można także ujawnić swoją małą fobię, zdradzając, że wszystko poszło wspaniale, ale ponieważ mówiący te słowa jest pedantem, to boleje nad faktem niewielkiej liczby koszy na śmieci w miejscu wydarzenia. Podsumowywaniu projektów kulturalnych przez ich autorów nie ma się co dziwić. Zdawanie się na łaskę i niełaskę piszących bywa zwodnicze. Zwłaszcza, gdy wątpi się w ich kompetencje. Można się narazić albo na niepotrzebną przykrość albo na całkowite niezrozumienie. W trosce o