- Jestem pewien, że jego sztuki zawsze będą grane, bo się nie zestarzeją, choć podobno jeden z dyrektorów teatru orzekł autorytatywnie, że Różewicza trzeba odesłać do lamusa. Niestety, głupota dotyka często ludzi na wysokich stanowiskach. Problematyka jego sztuk jest równie uniwersalna jak Witkacego, Gombrowicza czy Mrożka - prof. Janusz Degler o dramatach TADEUSZA RÓŻEWICZA.
MaŁgorzata Matuszewska: Pamięta Pan pierwszą sztukę Tadeusza Różewicza obejrzaną na scenie? Janusz Degler: To była Kartoteka w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Pojechaliśmy z kilkoma osobami z koła teatrologicznego, aby ją obejrzeć kilkanaście dni po prapremierze, która się odbyła 20 marca 1960 roku (a więc za kilka dni będzie 50. rocznica debiutu Różewicza na scenie!). Miesiąc wcześniej przeczytałem Kartotekę w lutowym numerze Dialogu z tegoż roku.. Uważam tę datę za jedną z najważniejszych w historii polskiej dramaturgii. Sztuka wywarła na mnie wielkie wrażenie. Różewicz zanegował wszystkie podstawowe elementy struktury tradycyjnego dramatu: akcję opartą na konflikcie lub intrydze, postać głównego bohatera i jego tożsamość, dialog jako wymianę replik itd. Zażarcie spieraliśmy się wtedy, czy taką sztukę można wystawić w teatrze. Przedstawienie nas zachwyciło. Scenograf Jan Kosiński postawił na scenie drewniany płot taki sam, ja