Jeśli Grzegorz Wiśniewski już bierze na warsztat zapomniany XVI wieczny tekst, to musi mieć on w sobie coś wyjątkowego. Niestety nie ma. I przedstawienie też nie - o "Księżnej D'Amalfi" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.
Mało kto zna dziś Johna Webstera. Ja też poznałam dopiero wczoraj, gdy w pocie czoła przewertowałam długaśne półki uniwersyteckiej biblioteki w poszukiwaniu "Księżnej D'Amalfi". I znalazłam. Cały jeden egzemplarz ukryty gdzieś skrzętnie między innymi pozycjami. Nie jakiś tam unikat czy biały kruk. Zwyczajna książka, która nie cieszy się raczej czytelniczą popularnością, i która dała mi do myślenia, że jeśli Grzegorz Wiśniewski bierze na warsztat XVI wieczny tekst, to musi mieć on w sobie coś wyjątkowego. Nie miał. I przedstawienie też nie. Było za to całe mnóstwo symboli i nadrzędnych znaczeń, których jednak domyśleć się dość łatwo. Bo świat, w który wprowadza Webster, a za nim Wiśniewski, mimo natłoku ludzkich namiętności, jest bardzo konwencjonalny. Księżna wdowa epatująca swą nagością i cielesnością pragnie tylko seksualnego spełnienia. A że jest kobietą zawziętą i konsekwentnie realizującą swoje plany, dostaje c