Zaczęło się bardzo niewinnie, pod koniec lat 90., od rozbieranego Szekspira. Potem było sporo seksu i czeskie porno. Kierunek, w którym zaczął podążać polski teatr ostatniego ćwierćwiecza, jest bardziej niż intrygujący.
fot. Magda Hueckel/ Kabaret warszawski, reż. Krzysztof Warlikowsk Po premierze "Poskromienia złośnicy" Krzysztofa Warlikowskiego Zbigniew Zapasiewicz w osobistym pamiętniku teatralnym zapisał, że nie rozumie, czemu reżyser wystawił Szekspira. Był pod wrażeniem inscenizacji, ale ze sceny mógł według niego wybrzmiewać każdy inny tekst, ponieważ dramatowi została odebrana charakterystyczna fraza. Na przekór konwencji wychodziło nie tylko złamanie rytmu. Namiętna scena między małżonkami została zastąpiona pojawieniem się trzech transwestytów, a kostiumy, co zresztą będzie powtarzać się u Warlikowskiego później, znamionowały fałsz. Pozbycie się ubrania to jedyny moment szczerości wobec samego siebie. Nagość, zwłaszcza męska, przekroczyła granicę intymności i sceny. Gołe ludzkie ciało, często zdeformowane, śmieszne, groteskowe, jest w spektaklach Warlikowskiego formą przejściową, docieraniem do odkrywania płciowości, tożsamości seksua