DAWNO minęły czasy, kiedy o teatrze telewizyjnym chciało się mówić i pisać. Ustały bowiem próby wypracowania odrębnych cech tego gatunku sztuki, mówienia prawd bliskich widzowi. Po prostu do telewizyjnego studia zaczęto przenosić rutynowy repertuar oraz kształt widowiska teatralnego i to w jego nie najlepszej postaci. Zamiast szukania współczesnych odniesień, zaczęła się nielitościwa pedagogizacja widza, nieraz bardzo średnio wystawianą klasyką, wybieraną bez myśli o jej pewnej aktualności, ot jak leci. Zależnie od tego, co i kto jest pod ręką. Dlatego przedstawienia poruszające głębiej milionową widownię stały się dość rzadkie. Oczywiście należy patrzeć na sprawę bez krzywdzących uproszczeń. Taki stan rzeczy, bynajmniej, nie wynikał, tylko z "zasług" dyrekcji telewizyjnego teatru, lecz również z tego, co się w telewizji działo, ze stylu propagandowego. Od jakiegoś czasu możemy obserwować w teatrze telewizyjnym pew
Tytuł oryginalny
Nadzieja i obawa (fragm.)
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 15