Na ekranach "Faust" - Złoty Lew w Wenecji. Ostatnia część tetralogii Sokurowa, której bohaterami byli XX-wieczni "nadludzie": Hitler, Lenin i japoński cesarz Hirohito. Recenzja Tadeusza Sobolewskiego w Gazecie Wyborczej.
Darren Aronofsky, przewodniczący jury festiwalu w Wenecji, nagradzając Złotym Lwem "Fausta" Aleksandra Sokurowa, mówił z emfazą, że jest to jeden z filmów, które "po jednym obejrzeniu odmienią cię na zawsze". Inna rzecz, że podobno jury oglądało dzieło dwukrotnie, żeby dojść do tego, co właściwie znaczy. We mnie każde obejrzenie tego filmu wywołuje reakcję zwrotną, jak niejadalna potrawa. Wiem, że jest to reakcja w jakiejś mierze zamierzona przez artystę, choć nie wiem, czy można nazwać ją oczyszczającą. Już w pierwszej scenie - utrzymanej, jak cały film, w trupim kolorycie - wprost na widza wylewają się ludzkie flaki z sekcji zwłok, której dokonuje profesor Faust. Nekrorealizm Sokurowa święci triumf, kompromitując po drodze pytania o Boga, o człowieka, o pochodzenie zła, balansując na granicy parodii. Idealizm Sokurowa wyraża się, paradoksalnie, w zanegowaniu człowieka, jego ambicji i zdolności, cywilizacji, jaką tworzy. "Gdzie dus