Dawno, dawno temu, kiedy dyrektorem warszawskiego Teatru Polskiego był Kazimierz Dejmek, przyszła rano nagła wiadomość o chorobie kolegi, grającego niezbyt wielką, ale ważną rolę w wieczornym spektaklu - pisze Jarosław Komorowski w portalu Teatrologia.info.
Dyrektor Dejmek prowadził zatem próbę nowej sztuki, równocześnie bardziej do siebie niż do zespołu narzekając, że nie ma kim zastąpić chorego. Obecny przy tym asystent reżysera z aktorskim dyplomem i ambicjami w pewnym momencie oświadczył: "Panie dyrektorze, ja tę rolę umiem na pamięć". Dyrektor udał, że nie słyszy (a słuch miał doskonały) i nadal głośno rozważał, jak by tu problem rozwiązać. "Panie dyrektorze, ja tę rolę umiem na pamięć" - powtórzył asystent. Dejmek i tym razem nie zareagował, a wychodząc po skończonej próbie odwrócił się i rzekł do pilnego asystenta: "Panie N., ja to umiem na pamięć rolę Ofelii". Anegdota jest solą teatru. Bywają lepsze i gorsze, wiele ma jednak niezaprzeczony walor jedynych w swoim rodzaju historycznych dokumentów. By się o tym przekonać, sięgnijmy po opowieść mało znaną, bo zamieszczoną w "Kurierze Warszawskim" dopiero w roku 1827 (nr 314), ale dotyczącą początków Teatru Narod