- Czym się Pan w tej chwili zajmuje? - Niczym szczególnym, drobiazgami. Przygotowujemy dla telewizji, z koniecznymi retuszami oczywiście, spektakl Teatru Współczesnego "Miłość na Krymie" Sławomira Mrożka. Poza tym, co miesiąc pisuję różne głupstwa dla "Dialogu". - A co z reżyserią? - Nie wiem, czy będę coś reżyserował. W końcu jest granica czasu, kiedy trzeba przestać. - Bo chyba Pan nie wyreżyserował już wszystkich sztuk, o których marzył? - Nie znam nikogo, komu spełniłyby się wszystkie marzenia. W Polsce byłem dyrektorem teatru, za granicą gościem. Gość otrzymuje do wyboru kilka sztuk. Wybór stanowi kompromis pomiędzy nim a dyrekcją teatru. Rzadko zdarza mu się narzucić gospodarzom własne plany. Z kolei jako dyrektor podlegałem wielu ograniczeniom. - Co jest tego powodem? - Za czasów komuny i cenzury dawało się to wytłumaczyć. Cenzura, wbrew pozorom, to najmniejsza przeszkoda. Cenzura bywa śmiertelnym wrogiem fil
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kurier Polski", nr 208