Witold Filler
Jest Pan człowiekiem znanym i od lat niezmiennie budzącym zainteresowanie ogółu, w tym także Czytelników Kuriera... - Nie wiem, jak dziękować. Powinna pani teraz dodać, że to "znany" wiąże się jeszcze z telewizyjnym "Wielokropkiem", a "niezmiennie budzący zainteresowanie" z "Seksem i polityką" w "Syrenie". A ja na to powinienem odpowiedzieć, że z mojej działalności najbardziej sobie cenię moją recenzję w "Trybunie Ludu" o krakowskim "Wyzwoleniu" w reżyserii Konrada Swinarskiego. Zresztą tak jest naprawdę. Uważam ten spektakl za wielki fakt w dziejach powojennego teatru polskiego, zaś moja ówczesna recenzja stanowiła rodzaj polemiki z uprzednio zamieszczoną na tych samych łamach oceną. Dla Swinarskiego krzywdzącą i chyba całkowicie mylną. Aktor, dziennikarz, krytyk teatralny, felietonista, autor scenariuszy, reżyser, redaktor naczelny i dyrektor teatru. Kim chciałby Pan jeszcze być? - Łatwiej byłoby mi odpowiedzieć, kim nie chciałbym. Ot