Rozmowa z Bartłomiejem Wyszomirskim, reżyserem
Interesuje mnie relacja człowiek-człowiek wobec problemu - mówi Bartłomiej Wyszomirski, który w Teatrze Jaracza przygotowuje premierę "Do dna". TOMASZ WYPYCH: Oliver Bukowski opowiada o ludziach, którzy żyli za "nieboszczki komuny" i teraz nie potrafią się odnaleźć. Czy nie za późno na mówienie o pokoleniu przełomu? Bartłomiej Wyszomirski: Trzeba mówić o ludziach, którzy w pewnym sensie padli ofiarą zmiany systemu, umożliwiającego bezproblemowe życie jednostkom, które w warunkach konkurencji zginęłyby. Bukowski ma czterdzieści lat, mieszkał w Berlinie, mieście, w którym stał mur symbolizujący podział świata. Mur runął zabierając ze sobą dawny porządek rzeczy. Także porządek Bukowskiego, do 1989 r. obywatela NRD. Pozostały frustracja, żal i gniew ludzi, którzy nie wyrobili na zakręcie historii. Ale przecież sztuka ma podtytuł "Komedia bulwarowa". - Ten karkołomny zabieg zdaje egzamin. Bolesne tematy neutralizo