Patos to podejrzany środek wyraju. Wielu kojarzy się z demagogią, gromką kanonadą ze ślepych nabojów, pokazem sztucznych ogni i najgorszą poezją. Wszelka sztuka ocierająca się o patos wydaje się być nieszczera, pozerska, ufryzowana na Dzieło. Kto pisze i mówi z dużej litery podejrzany bywa o fałsz, albo kpinę. A przecież kiedyś było inaczej - patos przenikający strofy wierszy, monologi scenicznych bohaterów, bijący z oblicza rzeźb i obrazów stanowił dodatek artystycznie wartościowy a niekiedy nawet konieczny. I nikt nie rozpatrywał go z punktu widzenia szczerości - konwencja nie była przecież hańbą, a jednym z wymogów stawianych twórcy. Chcesz mówić o rzeczach wiotkich - mów wzniosie i z powagą. Dziś - inne gusty, inne wyobrażenia o twórczości. Patos jest w nich synonimem artystycznej przesady i myślowej łatwizny. Teatralni reżyserzy strzegą się go więc jak ognia. Wolą zrealizować przedstawienie wyciszone, chłodn
Tytuł oryginalny
Na wysoką nutę
Źródło:
Materiał nadesłany
Jantar nr 5