EN

9.04.2010 Wersja do druku

Na widowni bywam sama

- Po emisji "Trzech sióstr" w 1974 roku zadzwonili do mnie prawie wszyscy dyrektorzy warszawskich teatrów i zaproponowali angaż. Teraz, gdy pójdą "Rosyjskie konfitury", zadzwonią może dwie osoby. Ale w tamtych latach Teatr Telewizji oglądało całe środowisko. Na tej podstawie powstawał ranking - mówi KRYSTYNA JANDA przed premierą jej spektaklu w Teatrze TV.

Z Krystyną Jandą [na zdjęciu na planie "Rosyjskich konfitur"] rozmawia Jacek Cieślak: Rz: Wyreżyserowała pani "Rosyjskie konfitury" Ludmiły Ulickiej, współczesną wersją "Wiśniowego sadu" Czechowa, czyli autora, od którego zaczęła się pani kariera. W 1974 roku debiutowała pani rolą Maszy w "Trzech siostrach" Aleksandra Bardiniego z Joanną Szczepkowską i Ewą Ziętek. Jaki to był dla pani czas? Krystyna Janda: Wspaniały. Byłam studentką III roku i debiutowałam, partnerując wielkim aktorom - Zbigniewowi Zapasiewiczowi, Markowi Walczewskiemu, Piotrowi Fronczewskiemu, Jerzemu Kamasowi, Bronisławowi Pawlikowi. Wiedziałam, jaka to dla mnie szansa, a jednocześnie umierałam ze strachu. Wszystkie umierałyśmy. "Garnitur" panów był paraliżujący. Ale Bardini był bezpiecznym reżyserem. U niego nie można się było pomylić. Ojcował? Trochę też, ale był surowy, czasem w walce o doskonałość okrutny. Wymagał. Dosadnie mówił o błędach. M

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Na widowni bywam sama

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita online

Autor:

Jacek Cieślak

Data:

09.04.2010

Realizacje repertuarowe