EN

16.02.1979 Wersja do druku

Na szczycie fali

Z Wyspiańskim w teatrze bywało różnie. Najpierw go okrzyknięto za czwartego wieszcza, nuże więc celebrować, okadzać, czcić od święta. Potem odwrócono się od Młodej Polski i od secesji, zaklepano Wyspiańskiego jako klasyka, który wywróżył wyzwolenie, więc zasłużył na widowiska dostojne, rocznicowe, powiało nudą. Potem przyszły lata, gdy krakowski wieszcz zaświecił nieobecnością w teatrze, ocalało "Wesele". A teraz co? Teraz świetny renesans, który nie od dzisiaj się zaczął, dziś już zbiera plony. Wrócili do Wyspiańskiego ci najlepsi i zaczęli dawać przedstawienia wyzywające, z powrotem żywe i na nowo przemawiające do współczesnego widza. I to jak przemawiające! Ostro, satyrycznie, na miarę legendarnego Stańczyka. Nad utworami Wyspiańskiego, poza "Weselem", zaciążyły język i maniera polskiej odmiany modernizmu. Ale gdy dostrzeżono w nich w pełni walory teatralne, walory genialnych teatralnych scenariuszy, z których można lepi�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Na szczycie fali

Źródło:

Materiał nadesłany

Perspektywy nr 7

Autor:

JASZCZ

Data:

16.02.1979

Realizacje repertuarowe