Paweł Miśkiewicz pozwala widzom przez bite trzy godziny żyć wśród szelestu drzew, świergotu ptaków i lśnienia gwiazd - prawie jak u Jarockiego. Bohaterowie sztuki też są pełnokrwistymi postaciami, a przestrzeń sceny olśniewa oczy, uszy i nozdrza. Intryga "Kosmosu" przypomina pastisz powieści kryminalnej. Jest zbrodnia, nie ma zbrodniarza. Są okoliczności i sugestie, nie ma rozwiązania. Na scenie wszyscy zachowują się dziwnie, zapewne tak jak my przyłapani na drobnych grzeszkach, gdy zaczynamy bredzić, coś kręcić, odwoływać prawdy. Świętość i brud, tajemnica i plotka mieszają się w świecie Gombrowicza jak rytm tanga z poświstem tych góralskich lasów, wśród których dzieje się akcja. Nas właściwie taki Gombrowicz już nie dziwi. Jesteśmy po inwazji Brathanków i Golców. A skoro wszystko jest do kupienia, to i tropienie ludzkich grzechów można zamienić na seans u terapeuty. W tym sensie Miśkiewicz i zespół aktorski Wspó�
Tytuł oryginalny
Na szczycie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska nr 257