"Panna Julie" w reż. Piotra Łazarkiewicza w Teatrze Miejskim w Gdyni. Recenzja Anny Jaszowskiej w Dzienniku Bałtyckim.
Premierowego przedstawienia "Panny Julie" Augusta Strindberga w gdyńskim Teatrze Miejskim oczekiwaliśmy z ogromnym zainteresowaniem. Przyczyn było kilka. Po pierwsze - to jeden z najgłośniejszych tekstów XX wieku i zmierzenie się z nim zawsze wywołuje emocje. Córka hrabiego oddaje się w noc świętojańską lokajowi, po czym - nie znajdując innego rozwiązania niż śmierć, w obawie przed skazaniem siebie na towarzyską banicję, popełnia samobójstwo. Po drugie - tym, który miał się zmierzyć ze Strindbergiem, w dodatku w nowym tłumaczeniu Mariusza Kalinowskiego, był Piotr Łazarkiewicz. Jak się okazało, zaproszony przez dyrektora Jacka Bunscha także do wyreżyserowania kolejnej premiery. Po trzecie wreszcie - ze względu na aktorkę - Marię Seweryn. Zacznijmy więc od końca, czyli od Marii Seweryn. To jedna z najmłodszych odtwórczyń roli Julii i jak się okazało - aktorsko dojrzała. Jeśli nawet na początku z zaciekawieniem przyglądaliśmy się na sce