Na scenie kameralnej wrocławskiego Teatru Polskiego, prowadzonego przez Igora Przegrodzkiego, pojawił się "Krokodyl". Rzecz jasna, że idzie o utwór Fiodora Dostojewskiego (adaptacja i reżyseria Eugeniusz Korin), który tak przedstawia kłopoty z recepcją swego utworu: "Ledwo pojawiła się w piśmie Epocha (w 1865), nagle Golos w felietonie zrobił dziwną uwagę. Nie pamiętam dosłownie, ale sens był mniej więcej taki: niepotrzebnie autor Krokodyla wkracza na taką drogę - nie przyniesie mu to ani zaszczytu ani spodziewanych korzyści itp. Następowało kilka mglistych i nieżyczliwych docinków. Przeczytałem to pobieżnie, nic nie zrozumiałem, widziałem tylko dużo jadu, ale nie znałem przyczyny. [...] Założono, że ja sam, były zesłaniec i katorżnik, ucieszyłem się z zesłania innego nieszczęśliwca (idzie o Czernyszewskiego - przyp. red.); mało tego, napisałem z tej racji wesolutki paszkwil. [...] Pośpiech i skwapliwość podobnych bezpodstawnych wmiosk
Źródło:
Materiał nadesłany
"Życie Literackie" nr 46
Data:
13.11.1983