"Żelazną konstrukcję" postawioną na scenie warszawskiego Powszechnego wypada witać życzliwie. Maciej Wojtyszko sięgnął po wypróbowany schemat komedii pomyłek: w zrujnowanym dworze zderzył ze sobą przedwojenną dziedziczkę, usiłującą nieco wyprzedzić reprywatyzację, z parą warszawskich inteligentów, pragnących przyjąć zagranicznych gości tu, a nie w klitce na Ursynowie, tudzież z miejscowym wójtem, wyprawiającym swej Jadźce pałacowe wesele. Na domiar nieporozumień zagraniczni goście okażą się amerykańscy w każdym calu: pierwszy wywędrował z Andersem, drugiego wygnał za ocean rok 1968. Sztuka jest precyzyjnie skonstruowana i pomysłowo zakręcona, szkoda tylko, że realizacji - pod reżyserską batutą autora - nieco zabrakło czegoś trudno uchwytnego, lecz podstawowego: dystansu i wdzięku. Nie bardzo jest za co lubić na scenie tych Wojtyszkowych jajogłowców, niemrawo biorących się do intryg, niezdolnych do uśmiechnięcia się z samych sieb
Tytuł oryginalny
Na scenie
Źródło:
Materiał nadesłany
"Polityka" nr 36