Po scenach warszawskich chodzi sobie w tej chwili pewna czarownica. Tak się składa,że równolegle w paru teatrach warszawskich można oglądać w tej chwili przedstawienia noszące znamię poezji. Oczywiście,nie chodzi tu o tę poezję zarejestrowaną już w kartotekach literatury,zabezpieczoną już niejako przez sam fakt swego oddalenia od nas w czasie. Nic nie zagraża już dzisiaj takim jej wcieleniom,którym na imię Szekspir czy Słowacki. Chodzi o tą młodszą jej siostrą, która nie zdążyła jeszcze stać się klasyką,i przez to pozbawiona jest wszelkich ochronnych glejtów,automatycznie gwarantujących jej respekt i autorytet. O tę,która zdana jest wyłącznie na bezpośredni oddźwięk u odbiorcy. A z tym jest zawsze kłopot:lirykę,humor poetycki,irracjonalną fantastykę albo ktoś zdolny jest odczuć,albo nie -i nie ma tu żadnych obiektywnych mierników słuszności. Wśród nich najwięcej sprzecznych opinii wywołała sztuka współczesnego dramaturga an
Tytuł oryginalny
Na scenach warszawskich
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 1