Wicemarszałek Marcin Krzyżanowski składa samokrytykę, bo minister kultury Piotr Gliński wytłumaczył mu, co ma myśleć o dyrektorze Opery Wrocławskiej. Dwa miesiące temu chciał go odwołać, dzisiaj wynosi pod niebiosa i powtarza, że odwołanie to "sąd kapturowy". Takie rzeczy tylko w Prawie i Sprawiedliwości - pisze Beata Maciejewska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Gdy w styczniu zarząd województwa się zebrał, żeby podjąć decyzję, co zrobić z Marcinem Nałęcz-Niesiołowskim, sprawa wydawała się prosta. Argumentów za usunięciem dyrektora dostarczyła kontrola NIK-u, dwie kontrole marszałkowskie i CBA. Marcin Nałęcz - Niesiołowski ostatecznie został odwołany ze stanowiska. Przeciwko głosował PiS. Lista zarzutów była długa (piszemy o tym - na s. 1), więc zarząd zademonstrował jedność ponad podziałami politycznymi: i Bezpartyjni Samorządowcy, i wicemarszałkowie z PiS orzekli, że dyrektor ma się pakować. Ale dyrektor pakować się nie zamierzał, za to zaczął jeździć do ministerstwa i organizować obronę Częstochowy. Bardzo skutecznie, bo pod koniec lutego marszałek Cezary Przybylski dostał kuriozalny list od Piotra Glińskiego: minister się z wynikami kontroli zapoznał, ale ich nie podziela. Owszem, "niektóre praktyki opisane w protokole kontroli" nie były prawidłowe, ale dyrektor zobowiązał