Od dłuższego już czasu przestałem pisywać felietony "Z mojej loży". Z przyczyn osobistych, prywatnych. Ale, być może również dlatego, że zbyt słabe i dorywcze dawały echo i że nie bardzo było o czym pisać systematycznie, parę razy na miesiąc. Teatr polski przechodzi nie najlepszy okres - zbyt często i zbyt słusznie trzeba mu wytykać różne przewiny, chociaż oczywiście daleko mu do stanu jakiegokolwiek kryzysu, w jakim go widzą krytycy popędliwi, w zbyt gorącej wodzie kąpani. Chociaż umilkłem, nie przestałem oddychać teatrem, a to, że uprzejmi dyrektorzy (nie wszyscy!) przysyłają mi nadal zaproszenia na premiery, pozwala mi w dalszym ciągu dość uważnie przyglądać się spektaklom prezentowanym w stolicy. Pamiętam też mądrą maksymę: nieobecni nie mają racji; a już zwłaszcza nie mają jej w tak zmiennych sezonach teatralnych, jak obecne. Od wielu lat śledząc polską literaturę dramatyczną i produkcję użytkową dla scen, od lat towa
Źródło:
Materiał nadesłany
Perspektywy nr 44