EN

17.03.2017 Wersja do druku

Na "Róbmy swoje" w pewnym momencie powoływali się wszyscy

- Jak to się powiada popularnie, połknąłem tego bakcyla: że za pomocą krótkiej formy, jaką jest piosenka, można nawiązać kontakt z publicznością, powiedzieć coś ciekawego, jakoś ustosunkować się do rzeczywistości - mówił Wojciech Młynarski, który dorobił się w Trójmieście swojego własnego festiwalu. Kiedy był na nim w 2013 roku, udzielił wywiadu, którego fragmenty publikujemy.

Podejrzewam, że w latach 60. piosenka miała lepszą reputację niż dzisiaj. Mimo to, kiedy rezygnował Pan z kariery naukowej na rzecz estrady, nie było głosów, że rozmienia Pan swój literacki talent na drobne? - Owszem, brałem pod uwagę pozostanie na uniwersytecie. Ale taka propozycja padła pod sam koniec studiów na polonistyce, a już od ich połowy działałem w studenckim kabarecie Hybrydy. I, jak to się powiada popularnie, połknąłem tego bakcyla: że za pomocą krótkiej formy, jaką jest piosenka, można nawiązać kontakt z publicznością, powiedzieć coś ciekawego, jakoś ustosunkować się do rzeczywistości. I od razu zaproponował Pan nowy język. Nawet o miłości pisał Pan bez dawniej obecnego w polskich tekstach sentymentalizmu czy patosu, za to w anturażu szarej, przaśnej, PRL-owskiej codzienności. - On o tyle nie był całkowicie nowy, że działali już wtedy moi troszkę starsi koledzy ze Studenckiego Teatru Satyryków, którzy mi ogromn

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Na "Róbmy swoje" w pewnym momencie powoływali się wszyscy

Źródło:

Materiał nadesłany

Express Bydgoski nr 64

Autor:

Marcin Mindykowski

Data:

17.03.2017