- Żadnych komputerów! Rysowanie to zbyt duża przyjemność, żeby z niej zrezygnować. Nawet przy łóżku kładę notes z długopisem, żeby w nocy zapisać jakąś myśl o nosie lalki - scenograf ELŻBIETA IWONA DIETRYCH opowiada o pracy nad lalką przed premierą spektaklu "Szewc Kopytko i Kaczor Kwak" w Teatrze Pinokio w Łodzi.
Oto historia dwóch lekkoduchów: szewca Kopytko, któremu majster dziękuje za współpracę z powodu wygłupów, oraz Kaczora Kwaka, rozśpiewanego rozrabiaki. Ci dwaj specjaliści od rozśmieszania zostają wezwani na dwór Króla. Władca od stu lat cierpi melancholię. Ich radosne przygody reżyseruje Piotr Seweryński. Nad plastyką przedstawienia czuwa Elżbieta Iwona Dietrych. Nie lekkomyślnie, lecz od ośmiu miesięcy... Leszek Karczewski: Teatr lalkowy bardzo wcześnie zaczyna pracować nad przedstawieniem. Kiedy zaczęła Pani myśleć o "Szewcu Kopytko i Kaczorze Kwaku"? Elżbieta Iwona Dietrych, scenograf: We wrześniu. Zawsze startujemy od czytania tekstu z reżyserem i od dwóch decyzji, na które mam wpływ. Pierwsza to wybór techniki, w jakiej powstanie przedstawienie. Inne są możliwości kukiełki nad parawanem, inne marionetki prowadzonej z "mostu", inne lalek animowanych przez aktorów nachylonych nad niskim horyzontem. Druga decyzja dotyczy charakteru lalki.