"Nie mieliśmy nigdy (...) improwizowanego teatru zrodzonego ze słońca, z muzyki z radości słowa, swobody ruchów zaledwie krępowanych lekką odzieżą. Truffaldyny, Pantalony, Arlekiny są nam obce..." - pisał we "Flircie z Melpomeną" Tadeusz Boy-Żeleński. I nadal takiego teatru nie mamy. Próby pokazania go na scenie kończą się niepowodzeniem. Także ostatnia premiera Teatru Dramatycznego - "Księżniczka Turandot" według groteski baśniowej Carlo Gozziego, dowodzi, że ani nasze aktorstwo, ani środki inscenizacyjne, reżyserskie nie były w stanie sprawić aby tę farsę wystawioną w konwencji commedia dell'arte można było uznać za zabawną, ludową formę artystycznej rozrywki. W teatrze wzruszeń, a takim jest przecież comeddia dell'arte śmiech miesza się z łzami, a napięcie widowni osiągane jest za sprawą aktorów pobudzających nas do skrajnych stanów psychicznych. Czy takich doznań doświadczyłam na przedstawieniu reżyserowanym pr
Źródło:
Materiał nadesłany
Sztandar Młodych nr 284