Przez 35 lat bez przerwy był dyrektorem jednego teatru. Takiego rekordu nikt dotychczas nie ustanowił. Dokonał tego Erwin Axer w Teatrze Współczesnym. Dziś odchodzi. Znakomity reżyser zostawia po sobie jeden z najlepszych teatrów w kraju; scenę, która była widownią wielu sukcesów. To za dyrekcji Erwina Axera pojawił się w Warszawie po raz pierwszy po wojnie "Kordian" Słowackiego; po raz pierwszy w Polsce "Ifigenia w Taurydzie" Goethego, "Teatr Klary Gazul" Mériméego, utwory Becketta, Williamsa, Andersona, Bonda, Frischa, MacLeisha, Eliota, Pintera, Bernharda, Brechta; prapremiery Mrożka, Kruczkowskiego i wielu innych.
- Dlaczego Pan porzuca dyrekcję Teatru Współczesnego? - pytamy Erwina Axera. - Na wszystko w życiu jest właściwy czas i wszystko powinno mieć swój kres. Trzy lata temu wyznaczyłem sobie termin zakończenia mojej kadencji i termin ten, o którym poinformowałem od dawna władze miasta i kolegów, obecnie upływa Trzydzieści pięć lat to dość. - Sam Pan też wybrał następcę. - Nie ma u nas zwyczaju wybierania sobie następcy. Jednakże zaproponowałem miastu i kolegom kandydaturę Macieja Englerta i ta propozycja została przyjęta. - Gdyby Pan miał teraz zaczynać raz jeszcze, tak samo czy inaczej prowadziłby Pan swój teatr? - Zapewne postępowałbym tak samo w zmienionych warunkach. Rezultaty byłyby więc nieco inne. Podstawowa formuła Teatru Współczesnego - literatura i aktor - pozostałyby niezmienione. - Komu zawdzięcza Pan najwięcej? - Trudno odpowiedzieć. Wielu ludziom i w rozmaity sposób. Żywym i zmar�