"Garderobiany" Ronalda Harwooda w reż. Adama Sajnuka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Podobno już takich garderób nie ma. Podobno już nie przestrzega się hierarchii zawodowej, a relacje mistrz-uczeń należą do przeszłości. Podobno... Takie sugestie płyną z towarzyszącego premierze "Garderobianego" programu teatralnego. Ale czy tak jest na pewno? Nawet jeśli to i owo się zmieniło, istota udręki i chwały aktorskiej, wampirycznego charakteru tego zawodu, który żywi się aktorami (ale też ich żywi), została przez Ronalda Harwooda oddana z niebywałą przenikliwością. Osią dramatu jest związek Mistrza i Garderobianego, pana i sługi, władcy i poddanego, w którym niekoniecznie Mistrz okazuje się sternikiem, choć do niego należy ostatnie słowo. Kiedy umiera, wali się cały świat objazdowego teatru, przy okazji druzgocąc sługę-opiekuna. Aktorzy tak świetni jak Jan Englert (Sir) i Janusz Gajos (Garderobiany) ulegli pokusie zmierzenia się z mrocznym światem garderoby. Obaj stworzyli role wybitne, ale ich gra nie jest przecież popisem, lecz