Już raz ten dramat oglądałem. Przed wielu laty. Byłem znacznie młodszy i znacznie bardziej przejmowałem się losami głównego bohatera. Wiedziałem, że John Osborne (ur. 1929 r.) należy da pokolenia tzw. "młodych gniewnych" dramaturgów angielskich, wiedziałem też, że jego utwory ("Miłość i gniew", czy "Nie do obrony") idą z wielkimi sukcesami przez najważniejsze sceny świata, nie wiedziałem jednak wówczas, że gniew pisarza często sprowadza się do problemów pozornych, do ataków, w których tragizm splata się ze śmiesznością. Wtedy, przed laty, autentycznie przeżyłem tragiczne studium młodego człowieka. Jimmy, niespokojny duch przedstawienia, był dla mnie wcieleniem buntu przeciw światu, bezkompromisowym przeciwnikiem starego torfu społecznego, z którym nie mógł i nie chciał się pogodzić. Wierzyłem, że jego nienawiść do świata ma swoje głębokie korzenie w społecznych uwarunkowaniach, że zło, które tkwi w nim, wyrasta z podłośc
Tytuł oryginalny
Na pograniczu tragizmu i śmieszności
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości nr 6