Oto, powoli, Łódź stać się może kulturalną kolonią innych miast, głównie stolicy. Plantacją, gdzie lud czeka na przyjezdną trupę. Teraz spójrzmy na ceny gościnnych produkcji. Na spektakl z sympatycznym aktorem, który wielu znany jest ze skeczu z "wężykiem" najtańszy bilet kosztuje 80 zł, najdroższy 120 zł! To są trzy, czasem cztery bilety na podobny spektakl przygotowany na łódzkiej scenie - pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.
Bardzo podobami się rubryka wpewnej ogólnopolskiej gazecie. Znane osoby mówią w niej jak wydałyby na dobra kultury jakąś większą kwotę (jest tego chyba ze 100 zł). Celowo piszę "większą", bo ilekroć myślę, że podobną ankietę można by przeprowadzić w Łodzi, to napada mnie lęk, że 100 zł dla wielu łodzian oznacza tydzień egzystencji, a dla innych ich górną granicę "uczestniczenia w kulturze". Tym większa jest moja zazdrość. Nie dlatego, że ktoś taką rubrykę wprowadził pierwszy. Zazdroszczę tym wybrańcom, którzy nie tylko 100 zł, ale znacznie więcej mogą wydawać na kulturę. Ciekawe czy za wzrostem tej kwoty idzie trafność decyzji? Co mogłaby oznaczać trafność? Częściową odpowiedź pomoże nam uzyskać posłużenie się przykładem - jak zwykle bolesnym, bo chyba prędzej kaktus mi na ręce wyrośnie, nim tak zwana łódzka kultura znormalnieje. Bo co to za normalność, w której łódzkie teatry stają się w coraz większym stopni