KAMILA I ANDRZEJ ŁAPICCY.Pasowali do siebie charakterami, poczuciem humoru. On zdystansowany do świata, ona racjonalistka, decydująca o wszystkim, co mu odpowiadało. Mówił jej, że jest "rządzalska", ale na wielu polach był dla niej mistrzem.
Czasem liczył, ile mu jeszcze zostało. Nigdy przy Kamili, bo uważała, że będzie żył wiecznie. "Czy myślałaś o różnicy wieku, jaka nas dzieli?", zapytał. "60 lat to nie przelewki, to się nadaje do Księgi Guinnessa". Ale tylko się uśmiechnęła: "Nie ma sprawy, Andriuszka". Chciał udowodnić sobie, a może też innym, że nie wolno się poddać. Życie kończy się dopiero, jak człowiek wyda ostatnie tchnienie. I zawsze można znaleźć szczęście. A nawet kilka miesięcy szczęścia z kimś, kogo się rozumie, ma wartość. Po czterech miesiącach znajomości wzięli ślub w Sokołowie Podlaskim, bo tam terminy były najkrótsze. "Najlepsze było to, że strasznie się wzruszyłem, a Kamila była rozradowana. Tym mnie prawdopodobnie ujęła, tą pewnością siebie", przyznał Andrzej Łapicki. Zaczęło się od tego, że zaniósł felieton do miesięcznika "Teatr". Przyjęła go miła redaktorka, studiująca wiedzę o teatrze w Akademii Teatralnej w Warszawie. Kamil