Po obejrzeniu przedstawienia długo zmagałam się z kwestią jego polityczności. Trudno, aby "Trojanki" polityczne nie były, skoro Klata to reżyser zorientowany właśnie na politykę. W tym przypadku jest jednak inaczej niż ostatnimi laty - o "Trojankach" Eurypidesa w reż. Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku pisze Klaudia Kasperska z Nowej Siły Krytycznej.
W gdańskich "Trojankach" Jan Klata opowiada historię kobiet Troi, która uległa Grekom. Nie jest to jednak feministyczny spektakl zorientowany na pomijany w bohaterskich mitach dramatyczny los kobiet, to przede wszystkim refleksja nad statusem zwycięzcy i wroga w wojennej rzeczywistości oraz jej analogia obecna w polityce na przestrzeni dziejów, dziś w Polsce szczególnie. Po obejrzeniu przedstawienia długo zmagałam się z kwestią jego polityczności. Trudno, aby "Trojanki" polityczne nie były, skoro Klata to reżyser zorientowany właśnie na politykę. W tym przypadku jest jednak inaczej niż ostatnimi laty. Wrażenie rezonowania sceny Teatru Wybrzeże przeszłością inscenizacyjną Klaty nie pozwala przyjąć tej premiery w tak oczywisty sposób, jak arcypolitycznego "Wesela", "Wroga ludu", czy "Króla Ubu". Tu dźwięczy przede wszystkim "Oresteja" - w warstwie wizualnej, aktorskiej, symbolicznej. Co, paradoksalnie, jeszcze bardziej podbija tak nieoczywistą przecież