Tomasz Cymerman wyreżyserował w Teatrze Wybrzeże jasną w przekazie tragifarsę, w której diagnozuje współczesną Europę: problemy tożsamościowe, zanik wyższych wartości i zrozumienia między ludźmi (pozornie sobie bliskimi), brak logiki w określeniu siebie wobec świata - o spektaklu "Pan Schuster sprzedaje ulicę" pisze Paulina Janas z Nowej Siły Krytycznej.
Schusterowie w farsie "Pan Schuster kupuje ulicę" przypominają dzisiejszą, nowoczesną rodzinę. Nie brak im niczego - sadzawka z rybami, opiekunka do dzieci, sałatka z alg jedzona pałeczkami, ład i harmonia - wszystko ma swoje miejsce, nie wolno śmiecić przed domem (czego dopuszcza się okrzyczana przez panią Schuster jej matka, strzepując popiół z papierosów gdzie popadnie). Pozornie panuje więc porządek, co pewien czas z głośników słyszymy "Libiamo", arię z opery Giuseppe Verdiego "Traviata", co jeszcze bardziej utwierdza nas w przekonaniu o świetności tego domu. Pierwsze dialogi otwierają jednak przed nami świat zakłamania, niedopowiedzeń, żalu, wyrzutów, niechęci a może nawet nienawiści. Narzeka prawie każdy, bohaterowie zmieniliby wiele, jednak nie podejmują w tym kierunku żadnych kroków. To antybohaterowie, nie mają imion, określa się ich przez funkcje pełnione w rodzinie: Żona (Katarzyna Kaźmierczak), Szwagierka (Magdalena Boć), Teścio