"Matka czarnoskrzydłych snów" w reż. Eweliny Pietrowiak w Operze Wrocławskiej. Pisze Katarzyna Kaczorowska w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Idąc najprostszym z możliwych tropów, opera jednej z najlepszych współczesnych kompozytorek w Europie, Hanny Kulenty, to dzieło opowiadające różnymi środkami o tym, jak straszna jest schizofrenia. Ale traktowanie "Matki czarnoskrzydłych snów" jako swoistego repetytorium dla studentów psychiatrii jest głębokim nieporozumieniem. Czy ktoś czyta "Przemianę" Kafki tak, jak czyta się zapis notatek psychiatry? Jak często oglądając "Makbeta" zastanawiamy się, czy Lady Makbet cierpi na paranoję, bo przecież duchów nie ma? Wreszcie, czy warto sprowadzać "Otella" Szekspira do płaskiego wymiaru opowieści o facecie, który zabił z zazdrości? Operowa schizofrenia to rodzaj intelektualno-artystycznej umowy, narzędzie, które daje możliwość stworzenia skrajnie emocjonalnej konstrukcji dźwiękowej. Kulenty, która - co podkreślają krytycy muzyczni - nie ulega modom i komponuje kierując się własnymi upodobaniami, sięga po cały wachlarz właściwy muzyce wsp�