Twórcy poznańskich "Krakowiaków i Górali" osadzają przedstawiony konflikt we współczesnych realiach i eksponują jego rewolucyjny potencjał.
Choć wybór "Krakowiaków i Górali" można w kontekście jubileuszu 250-lecia polskiego teatru publicznego (w Poznaniu zbiegającego się z obchodami 140-lecia istnienia Teatru Polskiego, na którego fasadzie widnieje dumne hasło "Naród sobie") uznać za gest całkowicie oczywisty, tego rodzaju decyzja repertuarowa tylko z pozoru jest wolna od ryzyka. Gruba warstwa patyny, pokrywająca ponad dwustuletni tekst Bogusławskiego, utrudnia bowiem zobaczenie w nim czegokolwiek więcej niż dosyć banalnej, acz niepozbawionej uroku, historyjki ze szczęśliwym zakończeniem. Trudno dostrzec pod nią chociażby polityczny wymiar "Krakowiaków i Górali", mimo że świadectwa z czasów insurekcji kościuszkowskiej, która wybuchła niedługo po premierze, mówią o tym, że śpiewki zaczerpnięte z "pierwszej polskiej opery narodowej" towarzyszyły powstańcom na warszawskich ulicach, a sam spektakl zdjęto ze sceny, obawiając się jego rewolucyjnego potencjału. Trzeba wszakże jednocze�