EN

1.01.1997 Wersja do druku

Na dobry początek

"Najczęściej jest ich dwóch lub dwoje: Didi i Gogo, Winnie i Willie, Pan i Pani Rooney u Becketta; także Stary i Stara w "Krzesłach" Ionesco - pisała przed laty Marta Piwińska w szkicu poświęconym twórczości Harolda Pintera (Dialog nr 2/1963). - U Pintera tak samo jest ich wciąż dwóch: Gus i Ben w "Samoobsłudze", Mick i Aston w "Dozorcy". Piwińska wskazywała na beckettowskie pochodzenie par u Pintera, z kolei genezę par Becketta odnajdywała w "starej tradycji teatralnej", z której wyrośli obok Arlekina i Pierrota, Pat i Patachon, Flip i Flap. "W tych parach zawsze jeden zanni był sprytniejszy, bardziej inteligentny, dynamiczny: Brighella, Scapino, Arlekin. Drugi ślamazarny, rozgrymaszony, płaczliwy: Buratino czy Pedrolino, daleki przodek sentymentalnego Pierrota." W jednoaktówce Seana O'Casey'ego Koniec początku też jest ich dwóch: Darry Berrill i Barry Derrill. Tak jakby autorowi nie zależało na ich rozróżnieniu. A jednak spod pozornej typowości wyłan

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Na dobry początek

Źródło:

Materiał nadesłany

Teatr Nr 1/1964

Autor:

Aleksandra Rembowska

Data:

01.01.1997

Realizacje repertuarowe