„Kapelusz Pani Wrony” Danuty Parlak w reż. Punch Mamy w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Anita Nowak.
Ta totalna, jeśli można tak powiedzieć, inscenizacja, zabiera z sobą widzów w głąb lasu, ze wszystkich stron otaczając ich elementami scenografii , przez cały niemal czas symultanicznie ogrywanymi przez aktorów. Krzysztof Parda niby wezwany na pomoc perski mag na specjalnej, niewidocznej dla publiczności platformie, przez długą chwilę wznosi się nad widownią niczym na dywanie, z miną skupioną jak przy medytacji, by w dalszej części przedstawienia stać się już zwinną, ruchliwą wiewiórką. Postaci jest tu bowiem więcej, niż aktorów.
Młodzi widzowie wraz z leśnymi zwierzątkami, stojąc i rozglądając się w trakcie spektaklu poszukują zaginionego kapelusza leśnej elegantki Pani Wrony, w którą na różnych rejestrach emocji i w różnych barwach nastroju wcielała się Grażyna Rutkowska-Kusa.
W poszukiwaniach również czynnie uczestniczą różnokolorowe snopy świateł , wyznaczając szlaki prowadzące do rozmaitych zakamarków lasu.
Scenografia z recyklingu wpisuje się w ekologiczne wyzwanie jednej z głównych idei przedstawienia. Niezwykle pomysłowa a zarazem zabawna, jak np. na zielono pomalowana pralka stanowiąca wejście do norki Łasicy i wiele innych przedmiotów, które ludzie miast utylizować porzucają w lasach, a biedne zwierzęta są zmuszone w tym śmietniku funkcjonować. Jedynie Pani Wrona ma w swym obejściu porządek. Jest ona zresztą nie tylko schludna, ale i dobra, bo kiedy w toku licznych bezowocnych poszukiwań przezabawnie nadętego detektywa Barnaby, granego przez Mariusza Wójtowicza, dowiedziała się, dzięki dociekliwości Myszki Bronisławy, że z jej paradnego kapelusza Ptaszkowa mama uwiła gniazdko dla swoich piskląt, tak ucieszyła się z ich szczęścia rodzinnego, że słowem nawet nie wspomniała, w jakim krzyku mody paryskiej wysiadywane były ptasie maluchy.
Tytułowa Wrona wyposażona została w wiele z pozoru negatywnych cech, jak próżność, egocentryzm, podejrzliwość, nieufność, nieumiejętność słuchania innych, np. skromnej i nieśmiałej Bronisławy, jednocześnie posiadając bardzo dobre serce, wielką wrażliwość i delikatność. I wszystkie te z pozoru wykluczające się cechy Grażyna Rutkowska- Kusa bardzo umiejętnie różnorodnymi środkami w tym spektaklu ze swojej postaci wydobywa, czyniąc ją niezwykle barwną i interesującą.
Fantastycznie wypada szczególnie w dwóch scenach. Zwłaszcza w tej z Bronisławą, kiedy asystentka detektywa, Myszka, przychodzi, żeby przekazać jej najistotniejszą wiadomość o kapeluszu, którą sama, bez lupy i kamery szefa, wyśledziła, a Wrona nie dopuszcza jej do głosu. Dzięki odpowiedniej grze Kusej, Bronisława Marty Parfieniuk- Białowicz ma szansę stworzyć fantastyczną kreację osóbki nad wyraz nieśmiałej, zachowującej się stosownie do powiedzenia „jak mysz pod miotłą”.
No i scena z Ptaszkową, w której to roli Edyta Soboczyńska grająca rolę młodej mamy jest zupełnie nie do rozpoznania. I to nie tylko dzięki charakteryzacji i kostiumowi, ale przede wszystkim środkom aktorskim obu pań. Bo nie widomo czy to tkliwość i radość młodziutkiej matki przechodzi na Wronę czy wzruszenie tej drugiej rozpromienia kobietę z wózkiem.
Jako że scenograf Dariusz Panas usytuował kapelusz- gniazdo na stelażu dziecięcego wózka. A więc przedmiotu, który również można znaleźć porzucony, jak wiele innych, zbędnych już ludziom rzeczy, w głębi lasu.
Ciekawie nacechowano kostiumy postaci najbardziej znaczącymi elementami dla określonego gatunku. Wrona ma kruczoczarne włosy, Myszka cieniutkie warkoczyki, które nazywa się potocznie „mysimi ogonkami”, Lisica Krzysztofa Grzędy potrząsa czapką z potężną rudą kitą a Dzięcioł Jacka Pysiaka w swych działaniach wspiera się młotkiem. Bo teatr lalek to nie tylko teatr marionetek czy kukiełek, ale teatr przedmiotu; ogrywanego, grającego, ale i dookreślającego daną postać.
Największy nacisk w tym przedstawieniu realizatorzy położyli na plastykę i ruch sceniczny. Autorka adaptacji i reżyserka w jednej osobie, Punch Mama tak skomponowała akcję, że rozciągnięte na całą salę zdarzenia przez cały czas trwania spektaklu, angażują emocje i uwagę publiczności.
Odprężającym elementem jest zamiast przerwy piosenka o poszukiwaniach kapelusza. Ciekawe tło przez cały czas stanowi muzyka Jana Gembali.