- Zaczęliśmy od zaproszenia izraelskich twórców do Polski. Chcieliśmy, by to kuratorzy i szefowie tamtejszych instytucji kultury powiedzieli, co im się podoba, z kim chcą współpracować. I okazało się, ze mamy podobne gusta. Że zamiast do tradycyjnej sztuki wolą sięgnąć do Artura Żmijewskiego czy Zuzanny Janin, Mariusza Trelińskiego czy Krzysztofa Warlikowskiego - mówi Katarzyna Wielga, koordynator Roku Polskiego w Izraelu.
Agnieszka Kowalska: W niedzielę kończy się Rok Polski w Izraelu. Był widoczny? Katarzyna Wielga: Tak, przynajmniej dla kręgów opiniotwórczych. Izraelskie gazety pisały zdecydowanie więcej o naszej kulturze. Wcześniej Polska pojawiała się w mediach zwykle, gdy zdarzył się u nas jakiś antysemicki wybryk albo w aspekcie historycznym. Kontekst doniesień rzadko był pozytywny. W czasie Roku Polskiego przyjechało do nas wielu izraelskich dziennikarzy. I oni pisali już tak: myśleliście, że Polska jest taka i taka (głównie: szara, antysemicka, nudna), ale mają superkluby, dużo się tam dzieje w sztuce współczesnej, a Warszawa może stać się drugim Berlinem. Taki artykuł ukazał się w "Time Out". Ostatnio czytałam informacje, które nie miały już żadnych wstępów: "superfajne przedstawienie z Polski" albo "Has - wybitny reżyser, odkrycie". Jak przygotowywaliście się do polskiego sezonu? - Zaczęliśmy od zaproszenia izraelskich twórców do Pol