Mykwa jest naczyniem z wodą służącą rytualnemu oczyszczeniu. Czy jest też udaną metaforą rozliczenia z krwawą historią Jedwabnego? - o "Mykwie" w reż. Moniki Dobrowolańskiej Teatru Polskiego w Poznaniu, premierze II Europejskich Spotkań Teatralnych Bliscy Nieznajomi w Poznaniu pisze Mateusz Tłok z Nowej Siły Krytycznej.
Nadpobudliwy, naspeedowany, natrętny, narzucający się nacjonalista w swych narkotycznych, chaotycznych ruchach zwie się Krzysiem (Łukasz Chrzuszcz) i jest przedstawicielem mojego pokolenia. Interesują go pieniądze dziadka, pasjonuje go tradycja, kocha polski naród, nienawidzi Żydów. Aktorsko Chruszcz starał się wykrzesać wszelkie aspekty fanatycznego narkusa. Nie pomogło. Nie spodobało mi się proste zestawienie skin-Żyd-Polak oprawca. Układ ten nie dość, że oczywisty - to wyczerpywany i rozszarpywany w kulturze na różne sposoby - w tekście Rowickiego nie wnosi nic nowego. Nie zgadzam się z przedstawianiem młodych na scenie (tylko) jako pustych radykałów, zepsutych głupców. Czy młodzież jest aż tak straszna? Dlaczego Krzyś jest tylko kolejną wizją zideologizowanego ćpuna, a Agnieszka (Anna Walkowiak) anorektyczką ze światem w komórce? Stereotypy, z którymi autor nie podejmuje dialogu, gry to nie jedyny problem spektaklu. Zabrakło dystansu.