EN

19.02.1988 Wersja do druku

My, dzieci Józefa Wissarionowicza

"Niech żyje nam Marszałek Stalin, co usta słodsze ma od malin". Ten śpiewany w szko­le dystych o wiele groźniej brzmiął dla nauczycieli i rodzi­ców, aniżeli dla into­nującej owe słowa młodzieży. Za tolerancję wobec młodzieńczego wygłupu, kpiny z boskiej natury Słońca Ludzkości można było zapłacić nawet ży­ciem. O wpadce przy odbijaniu wcierki Największego Wodza i Genialnego Językoznawcy opo­wiadał filmowy obraz Jerzego {#os#2530}Skolimowsikiego{/#} "Ręce do góry". Za podwójne ust korale tego Szermierza Postępu, wstrzymu­jącego bieg strumieni i szczepią­cego gruszki na wierzbie, trzeba było (pokazał to Skolimowski) srogo zapłacić. Sławomir {#os#13561}Mrożek{/#}, powojenny maturzysta, zmuszony do nauki historii z podręczników Sędziwe­go i Mężyka, swoim "Portretem" znowu trafia w "dziesiątkę" socjopsychologicznych diagnoz. Jak kiedyś w "Tangu" odkrył naro­dziny polskiego arrywizmu kla­sy dziejowo zwycięskiej, jak w "E

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

My, dzieci Jozefa Wissarionowicza

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski

Autor:

Krzysztof Miklaszewski

Data:

19.02.1988

Realizacje repertuarowe