Łomnicki redivivus. Tak najkrócej można skwitować najnowszą - i ostatnią w sezonie - premierę w stołecznym Teatrze Dramatycznym. Stanowi autentyczne wydarzenie w niemrawym ostatnio warszawskim życiu teatralnym. Gdy przybysz z zewnątrz wchodzi na widownią a nie jest obeznany z atmosferą prób - spotyka się z czymś dla siebie niezwykłym. Połowa foteli stoi pusta, zasłane są tylko szarymi, brezentowymi płachtami Scena odarta z dekoracji przytłacza smutną, odrapaną szarością. W jednym z pierwszych rzędów - reżyserski pulpit,lampa, telefon. Tak wygląda teatr na co dzień. W takiej właśnie scenerii, z przejmujących ciemności, wydobywa się głos Tadeusza Łomnickiego. I tak już zastanie do końca przedstawienia. Łomnicki zapanuje całkowicie nad dwojgiem swych partnerów scenicznych i widownią. A pole do popisu ma niebagatelne. Bywalcom w pierwszej chwili nie znana jeszcze u nas sztuka Tankreda Dorsta "Ja, Feuerbach" skojarzy
Źródło:
Materiał nadesłany
Sztandar Młodych nr 126