W trzech największych krakowskich instytucjach muzycznych trwa kryzys i walka o władzę. To cena za lata zgody na nijakość i braku odwagi w podejmowaniu decyzji. Czy muzycy filharmonii, opery i Capelli Cracoviensis, a także nadzorujący ich pracę marszałek województwa i prezydent Krakowa potrafią wyciągnąć z tego przesilenia wnioski i sprawić, że za kilka lat będziemy z tych instytucji naprawdę dumni? - o konflikcie w krakowskich instytucjach muzycznych piszą Tomasz Jakub Handzlik i Ryszard Kozik w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Jak wygląda sytuacja dziś? Naprawdę wybitny koncert w Filharmonii Krakowskiej możemy usłyszeć tylko wtedy, gdy nie gra tam jej zespół. Nie brakuje w nim dobrych muzyków, tyle tylko, że chyba większość z nich zapomniała już dawno, co to konkurencja i nieustanna praca nad sobą. Opera będzie miała co prawda niedługo nowy budynek, ale jego wznoszeniu nie towarzyszy praca nad budową nowego programu i zespołu. A to, czym dziś nas raczy, jest staroświeckie, nudne i nijakie. Capella Cracoviensis czasem wypada dobrze - głownie jednak wtedy, gdy nie dyryguje nią jej szef. Na dodatek jest on też jej menedżerem, a jego działania marketingowe od lat sprowadzają się głównie do zwoływania konferencji prasowych i ogłaszania, że "miasto znowu dało nam za mało pieniędzy". Sytuacja podbramkowa Dlaczego tak się dzieje, skoro wszyscy - zapewnienia słychać zewsząd - chcieliby, żeby było dobrze? Najprościej byłoby odpowiedzieć, że nadal nie doczekaliśmy