Być może za 1200 lat rzeczywiście nie będzie możliwe odtworzenie uczucia strachu czy dotknięcie nieelastycznej, betonowej ściany - jednak "pieśń ujdzie cało", pozostanie mit dzieła sztuki - o spektaklu "Supernova. Rekonstrukcja" w reż. Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Wobec spektaklu "Supernova. Rekonstrukcja" można zająć pozycję absolutnego entuzjasty lub powątpiewającego sceptyka. Trudno go chyba jednak całkowicie odrzucić, jest bowiem pod wieloma względami atrakcyjny i na różne sposoby może się podobać. Trzyaktowa opowieść rozpoczyna się wędrówką po podziemiach Łaźni Nowej - i wędrówką w czasie. Przenosimy się o 1200 lat w przyszłość, by zapoznać się z kontekstami legendarnego wtedy (czyli w teraźniejszej nam przeszłości) spektaklu "Supernova" w reżyserii Zolta Zeldunga, bowiem całkiem niedawno nowohucki rybak (!) wyłowił sporą ilość materiałów dotyczących przedstawienia. Muzeum, założone przez grupę pasjonatów spektaklu sprzed dwunastu wieków, ma wytłumaczyć, czym był lęk, jak funkcjonowało chrześcijaństwo, czyimi przodkami byli neandertalczycy. Można w nim się wybrać na przejażdżkę wodnym tramwajem, zostać świadkiem performansu poświęconego wydarzeniom z 11 września 2001, posł