EN

3.04.2009 Wersja do druku

Muszę widzieć wierzby

- Powstanie warszawskie było cezurą zamykającą epokę w historii polskiej inteligencji. Mieliśmy autorytety i później, ale tamci inteligenci już odeszli. Chodzi o dystans, jaki mieli do świata, bo tylko on może być fundamentem wartości, cywilizacji. Mimo stresu na planie miałem poczucie niezwykłego komfortu bycia w tamtym świecie, w takim gronie bohaterów - mówi Jan Peszek o pracy nad "Kwaterą bożych pomyleńców' w Teatrze Telewizji.

Rz: Spotkanie na planie "Kwatery bożych pomyleńców" Władysława Zambrzyckiego - pana, Daniela Olbrychskiego, Jerzego Treli i Jerzego Radziwiłowicza, a są jeszcze Renata Dancewicz i Magdalena Cielecka, to jest praca jak inne czy przyjemność? Przyjemność... A nie odczuwa pan wzruszenia? To emocje związane raczej z zaciekawieniem, co moi koledzy przygotują, jak zrozumieli relacje między postaciami. To jest fenomen teatru, bo przecież znamy się z niektórymi jak łyse konie. Przecież wiem, jakimi aktorami są Radziwiłowicz i Trela. Z Danielem najrzadziej się spotykałem, ale sympatyzujemy ze sobą. Przyciągamy się, jak to z dwiema kompletnie różnymi osobami bywa. Olbrychski rzadko grał intelektualistów, zazwyczaj używał emocji, tu jest skupiony. Musiał się do panów dostroić? Jerzy Zalewski dokonał rzeczy niezwykłej. Banalnie mówi się, że 50 procent sukcesu to jest obsada, ale myślę, iż obsadził nas niezwykle. Każdy z nas ma za sobą ty

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Muszę widzieć wierzby

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita nr 79 online, dodatek Telewizja

Autor:

Jacek Cieślak

Data:

03.04.2009

Realizacje repertuarowe