Logo
Recenzje

Muskanie umiłowanej synapsy

22.09.2025, 17:56 Wersja do druku

„Macki miłości (kryminał muzyczny)” Wojciecha Zimińskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Marek Zajdler na stronie NaszTeatr.

fot. mat. teatru

Trzecie urodziny Radio Nowy Świat obchodziło w Teatrze Polonia spektaklem „NieDochodzenie” w reżyserii Wojciecha Malajkata. Jako że minęły dwa lata, a reżyser został w międzyczasie dyrektorem, piąte urodziny przyszło świętować w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Sceniczną batutę przejął ponownie Wojciech Malajkat alias węglarz spod Mrągowa, a do napisania tekstu zaproszono amatora przyjemności, scenarzystę i redaktora RNŚ Wojciecha Zimińskiego. I tak jak poprzednio oglądaliśmy komedię kryminalną, tak i tym razem postanowiono świętować na wesoło, z dreszczykiem sensacji, a dodatkowo okrasić całość przedwojennymi i nie tylko, szlagierami.

„Macki miłości” sięgają bowiem do tradycji kabaretu literackiego, zwłaszcza Kabaretu Starszych Panów, w zbliżonej formule celując inteligentnym dowcipem, przerysowanym aktorstwem i nieoczywistym kontekstem ponadczasowych piosenek. Całość ma charakter frywolnej zabawy konwencją, gdzie sporo miejsca zostawiono na absurdalny humor, pastiszowe postacie i kabaretowy sznyt. 

Rodzina Stargard-Szczecińskich przygotowuje się do wzięcia udziału w radiowym konkursie „Jak oni się kochają”. Wizja zgarnięcia milionowej nagrody służy cukierkowym scenom, lepkim od lukru miłości dialogom, całusom, buziaczkom i wzajemnemu mizianiu. Tylko w szczelinach zapomnienia bohaterzy ujawniają rzeczywiste relacje, natychmiast powracając do spijania sobie z dziubków. Pieszczotliwi Tunio i Linka (Leon Charewicz i Agnieszka Pilaszewska) są razem 32 lata i 138 dni, wciąż zakochani jak na pierwszej randce, popijają herbatkę w codziennym rytuale wzmacniania bliskości. W ich wykonaniu ze sceny kolejno wybrzmi „Już nie mogę dłużej kryć” z tekstem Jerzego Jurandota i „Nikt, tylko ty” ze słowami Mariana Hemara uroczo zaśpiewane przez Pilaszewską. Niezbyt bystra córeczka Makrela (Ewa Porębska), jako zawodowa wpływaczka nie rozstaje się z telefonem, hasztagami, strojeniem min i potrząsaniem kitą dla lepszego efektu czy kadru. Sztywniacki syn Dobiegniew (Filip Kowalczyk) – neurochirurg grzebiący w mózgach o specyficznym poczuciu humoru trzyma z rodziną wspólny front idealnie kochającej się rodziny. Prawdziwemu egzaminowi poddaje ich wizyta narcystycznego redaktora Maksencjusza Śpika (Szymon Roszak), który nurzając się w radiowej egzaltacji i stając w wokalne szranki z Kaliną Jędrusik szukać będzie dziury w całym. A gdy się dobrze szuka, zawsze znajdzie się jakiś trup w szafie. To wówczas na scenę wkracza powłócząc niesprawną nogą, niedowidzący komisarz Juliusz Megiera, czyli Szymon Mysłakowski, który tą komediową kreacją wspieraną świetnym tekstem Zimińskiego rozkłada widownię na łopatki. Podczas nieszablonowego przesłuchania ujawnia wiele skrywanych skrzętnie rodzinnych tajemnic, w tym obecność Dżesiki Koteczek (Elżbieta Zajko) czarującej kokieteryjnym wykonaniem "Ja się boję sama spać". Komisarz odkrywa także życiową traumę Linki związaną z pewną topielicą, lecz na najważniejsze pytanie gospodyni sprytnie uniknie odpowiedzi. Z pomocą przychodzą mu radiowcy na czele z matką nadredaktorką Adelajdą Żeton (Katarzyna Dąbrowska), która zawstydza wokalem samą Ordonkę. A ponieważ wiadomo, że kiedy goni się króliczka, otwiera się nowy świat, wszystko zmierzać będzie do wesołego happy endu.
   Ale jak to? Piąte urodziny Radia Nowy Świat i żadnego przedstawiciela redakcji na scenie? Ależ oczywiście, że nie. Zuzanna Iłenda, Maria Zamachowska, Adam Stasiak i Kacper Siedlecki jako grecki chór pojawiają się wielokrotnie i dość nieoczekiwanie, towarzysząc utworom muzycznym i ostatniej drodze Wirginii Krokodylewskiej. W każdym spektaklu wymiatać będzie też szefowa Magdalena Jethon. Na premierze pojawiła się dodatkowo cała plejada znamienitych gości zakłócająca przebieg spektaklu, ale choć w kupie siła, to wdarł się także dość spory chaos, którego nie spowodują zapewne skromniejsze delegacje na kolejnych wystawieniach sztuki.

Scenografia Wojciecha Stefaniaka nawiązuje bezpośrednio do rysowanych, czarno-białych, przypominających kartonowe dekoracji telewizyjnych kabaretów Wasowskiego i Przybory. Z pomysłu tego skorzystał już niegdyś w Teatrze Kwadrat na potrzeby muzycznego spektaklu „Nie tylko Starsi Panowie, czyli Wasowski do Kwadratu”, ale do dobrych wzorców warto sięgać. Prostota, umowność i prześmiewczość konceptu oraz czytelne skojarzenia od razu przenoszą widza we właściwy klimat. Muzykę na żywo wykonuje w pięknie brzmiących aranżach Mateusz Dębski, któremu wtóruje Jakub Gumiński dość często używający puzonu do muzycznych ilustracji i komediowych zabaw. Kompozycjom towarzyszą teksty klasyków – Jurandota, Własta, Schlechtera, Tuwima czy Osieckiej, czyli crème de la crème.

„Macki miłości” we Współczesnym to żartobliwa i inteligentna krotochwila sceniczna sięgająca do najznamienitszych wzorców kabaretowych srebrnego ekranu i wyśmienitych starych melodii. Stanowi odskocznię od rzeczywistości, potrafi natchnąć dobrym humorem i nie rości sobie ambicji do odpowiadania na egzystencjalne pytania. Niebanalną rozrywkę podkreśla wszechobecna groteska i pastisz, bawiący się stylistyką aktorzy oraz piosenka, która przecież „jest dobra na wszystko”.

Tytuł oryginalny

Muskanie umiłowanej synapsy - "Macki miłości" w Teatrze Współczesnym w Warszawie, recenzja

Źródło:

NaszTeatr

Link do źródła

Autor:

Marek Zajdler

Sprawdź także