W masowym udostępnianiu spektakli w internecie widać przede wszystkim zasadę produktywności, konkurencyjności i widzialności, a obecny kryzys tylko tę perspektywę wyostrza - pisze Piotr Morawski w dwutygodniku.com
"Widać? Słychać? No!" - mówi w pierwszym odcinku "Artystów" Moniki Strzępki grany przez Mikołaja Grabowskiego reżyser chałturnik, oddając na generalnej spektakl. W internecie też widać i słychać - czasem nawet lepiej niż w teatrze. Współczesna dokumentacja teatralna - nagrania z kilku kamer, zbliżenia, montaż - potrafi sprawnie przełożyć medium teatru na obraz. Przynajmniej jeśli chodzi o konwencjonalne spektakle, w których przestrzenią gry jest scena. Są jednak i na to sposoby, a rejestracje pozwalające obracać obraz o 360 stopni też nie są już niczym nadzwyczajnym. Można więc, siedząc przed komputerem - jak na widowni teatru - wybierać, na co się patrzy. Jasne, nigdy nie jest tak samo jak na widowni, kiedy czuć to, co Stephen Greenblatt nazywał "przepływem energii społecznej" między sceną a widownią - w teatrze mamy do czynienia z ciałami, z żywymi ludźmi, na nagraniu - z ich reprezentacjami. Czuć czasem, że spektakle, które oglądał